Pieluszki wielorazowe na jednodniowej wycieczce
Byliśmy w niedawnym czasie na spotkaniu z innymi rodzinami, z ludźmi wyznającymi podobne wartości do naszych. Bardzo chciałam jechać w tę podróż mimo tego, że dziewczyny mają dopiero 6 miesięcy. Mimo tego, że spakowanie naszej rodziny (2+1+2) tylko na kilka godzin poza domem zajmuje już około 2 godziny. Mam na myśli tutaj od momentu przebudzenia do zamknięcia drzwi samochodu – całość trwa około 2 godziny…
Co mówią ludzie gdy nas widzą
Spędzając większość dnia wyłącznie z trzema naszymi córkami tęsknię za zdaniami wielokrotnie złożonymi i towarzystwem osób przynajmniej w wieku 3+. Oczywiście, praktycznie codziennie wychodzę z dziewczynami na spacer po świeże owoce i rogalika, i obowiązkowo na „chusiu”. A każdy napotkany przechodzień nas zatrzymuje pytaniem „Bliźniaki?” (Nie kurczę, taki podwójny wózek mi się spodobał i kupiłam), albo „Szkoda, że nie chłopcy” (Tak? A czemu?) albo „Ale pani współczuję”. Tutaj nigdy nie wiem co odpowiedzieć. Z jednej strony też sobie współczuję, bo tylko ja wiem ile wysiłku kosztuje moja codzienność z naszą gromadką. Krótko mówiąc – dużo wysiłku. Jeszcze jak się jest Zosią Samosią, co lubi mieć czystą podłogę i kosmetyki ułożone frontami do mnie to już w ogóle. Ale jednocześnie jest to spełnienie moich marzeń. Firanki w kropki w oknach, dom pachnący obiadem i ciastem, spokojny oddech trójki dzieci podczas snu. Jestem najszczęśliwsza na świecie. I wdzięczna.
Jednodniowa wyprawa
GPS sugerował, że podróż potrwa trochę ponad godzinkę. Zawsze wliczam zapas czasu na „poślizg”, ale to i tak było tym razem za mało. Plus jeszcze każdorazowe zatrzymanie się, gdy usłyszymy „sisi”, choć nie każde kończy się podlewaniem trawy… Krótko mówiąc – tradycyjnie spóźniliśmy się. Weszliśmy do sali pełnej ludzi w trakcie trwania konferencji. Skolonizowaliśmy róg sali, ja zajęłam się karmieniem dwóch młodszych. Onieśmielona Małgosia przykleiła się do Damiana. Wszystko udało się w miarę cicho. Wow! Rodzina z trójką dzieci poniżej 3 roku życia! Właściwie cały dzień tak minął. Pamiętając przede wszystkim o potrzebach naszych dziewczyn – karmienie, zmiana pieluszki, drzemki, chodzenie „sisi” i rozrywka na podwórku dla Małgosi – staraliśmy się uczestniczyć we wszystkim. Taka nasza normalna codzienność – tylko w innym miejscu.
Tymczasem usłyszałam tyle miłych słów, tyle dobrych życzeń i wyrazów troski, że przechowuję je w sobie jak cenne perełki na trudne dni.
Sama mam poczucie, że taki spokój z nas emanował, że nawet przepełniony worek PUL nie denerwował (co to jest worek PUL będzie później). A gdy Małgosia wybuchnęła płaczem w czasie drogi powrotnej, po prostu zatrzymaliśmy się na poboczu, aby Ją utulić i ukołysać. Bez dochodzenia „czemu płaczesz?”. Bez rozkazów „przestań płakać”. Bez naciąganych obietnic: „zaraz będziemy w domu”. Myślę, że dwulatka ma prawo w ten sposób odreagować dzień pełen wrażeń i zmęczenie. Po prostu.
Czy na taką wyprawę zabieramy pieluszki wielorazowe?
Pewnie! Niezbędny jest wtedy worek PUL na przechowywanie mokrych pieluszek. Nawet 2 lub 3 worki przy naszych bliźniętach. Do worka wkropiłam kilka kropel naturalnego olejku eterycznego – aby ładnie pachniało. W pudełku śniadaniowym zabieramy ze sobą zwilżone wodą myjki wielorazowe do przemywania pupy. Jeśli chodzi o same pieluszki – na taki wyjazd najlepiej sprawdzają się pieluszki kieszonki – z włożonymi wkładami są gotowe do użycia w każdej chwili. Na podróż samochodem zakładam naszym Wielopupkom wkłady Mommy Mouse SIO Travel. Dzięki „burtom” i dodatkowej wstawce z materiału PUL jest mniejsze ryzyko wycieku – więc do fotelika samochodowego akurat!
To był dobry dzień
Jeszcze jedną perełką się z Wami podzielę. W pewnym momencie podszedł do mnie Pan, wyglądał na ojca dzieci w wieku szkolnym. Podszedł, chwycił moją dłoń i ucałował. Powiedział poważnym tonem: „Dziękuję”. I wycofał się. Zamurowało mnie na chwilę, ale musiałam wrócić do tego czym się wtedy zajmowałam – przepakowywanie rzeczy z wózka do torby i przebieranie dziewczyn po drzemce. Jednak zapamiętałam ten gest szczególnie. Mam gdzieś w głowie takie słowa p. Wandy Półtawskiej, która w jednej ze swoich książek pisze, że szacunek matce powinno się wyrażać właśnie ucałowaniem dłoni. Dłonie, które wykonują wszystkie czynności przy dziecku od dnia narodzin. Dłonie, które dbają o dom. Dłonie, które mają moc ukoić smutki i obawy. Szczególnie jest to piękny gest, gdy syn okazuje w ten sposób miłość swojej matce. Ale ten Pan też to zrobił bardzo poważnie.
A więc jestem Matką. Tą, która rodzi życie i dba o nie do ostatnich swoich sił. Ten gest – to dla mnie wyraz wdzięczności za każde zmęczenie, każde zwątpienie czy jestem w tym wystarczająco dobra. To wyraz szacunku do roli, którą podejmuję każdego dnia. Dobrze być Mamą.
Ps. Jeśli jeszcze nie czytaliście artykułu gościnnego od Ani to zapraszamy tutaj. Tam Ania dzieli się swoimi przemyśleniami na temat używania pieluszek w trakcie wyjazdów.
pięknie napisane! warto się dzielić takimi przemyśleniami. 🙂
Bardzo dziękuję! Kasia